Jednym z nich na pewno było to, co działo się latem 1982 na hiszpańskich boiskach. To właśnie tam 40 lat temu, w czerwcu i lipcu, rozgrywano finałowy turniej piłkarskich Mistrzostw Świata. Brała w nim udział również reprezentacja Polski, która do startu w Mundialu przygotowywała się w zupełnie innych okolicznościach niż reszta drużyn narodowych startujących w turnieju.
Niespełna miesiąc po zakończeniu eliminacji do finałów MŚ, w których Polska przypieczętowała awans efektowną wygraną 6:0 z Malta (m.in. 2 gole Widzewiaka Włodzimierza Smolarka), komunistyczne władze wprowadziły w kraju stan wojenny. To mocno skomplikowało plany selekcjonera Antoniego Piechniczka i jego sztabu, bo okazało się, że reprezentacja żadnego kraju nie chciała rozegrać z nami oficjalnego meczu w ramach przygotowań do turnieju w Hiszpanii.
Polacy musieli znaleźć inny sposób na rozgrywanie meczów kontrolnych i dlatego postanowiono zorganizować kilka zagranicznych zgrupowań biało-czerwonych, podczas których rozgrywali oni mecze z drużynami klubowymi. Tak było m.in. w lutym 1981 roku, gdy w Mediolanie polska kadra pokonała 2:1 połączony zespół złożony z zawodników Interu oraz Milanu. W tym spotkaniu gole dla Polski strzelali piłkarze RTS-u - wspomniany już Smolarek oraz Zbigniew Boniek. Niedługo później biało-czerwoni zagrali z jedną z najlepszych wtedy hiszpańskich drużyn, Athletic Bilbao, i wygrali 4:1, a jedną z bramek zdobył Smolarek.
Nic dziwnego, bo łodzianie stanowili trzon i zarazem kręgosłup tamtej reprezentacji Polski. W bramce Józef Młynarczyk, w środku obrony Władysław Żmuda, a w ofensywie Boniek i Smolarek. Ten widzewski kwartet miał pewne miejsce w pierwszym składzie polskiej drużyny. Tak było przez cały mundial w Hiszpanii, mimo że Polacy dobrze nie rozpoczęli turnieju.
Najpierw zremisowali 0:0 z Włochami, między innymi dlatego, że bardzo dobrze bronił Młynarczyk. Ten wynik przyjęto w Polsce z umiarkowanym optymizmem, bo biało-czerwoni nie przegrali z mocnym rywalem, a w kolejnym spotkaniu mieli pewnie pokonać egzotyczny Kamerun. Jednak stało się inaczej. "Wszyscy się starali, walczyli jak mogli i umieli, ale jakby bez wiary w swe siły. Tylko dzięki waleczności obrońców i dobrej postawie Józefa Młynarczyka nie zeszliśmy do szatni pokonani... Nic tylko siąść i płakać. Ze złości i żalu..." - tak po tym meczu pisał od razu, "na gorąco" Zbigniew Boniek, który prowadził swój własny mundialowy dziennik, później opublikowany w książce "Na polu karnym".
Zdjęcie nr 2: Włodzimierz Smolarek (z lewej) i selekcjoner Antoni Piechniczek, czyli najlepszy polski piłkarz i najlepszy trener w plebiscycie za rok 1981.
Po dwóch bezbramkowych remisach Polacy znaleźli się pod ścianą, a gdy w ostatnim grupowym meczu z Peru również na przerwę schodzili do szatni z wynikiem 0:0, zdaniem większości kibiców i dziennikarzy mogli już pakować walizki, bo taki rezultat na koniec oznaczał brak awansu do kolejnej fazy turnieju i przedwczesny powrót do domu. I wtedy zdarzyło się coś niewiarygodnego... "Worek z bramkami otworzył się po przerwie i czuliśmy, że zaczynamy łapać wiatr w żagle. No i zaczęło się. W 55. minucie zdobywam gola na 1:0 - o Boże, jaki wtedy byłem szczęśliwy" - wspominał po latach w swojej autobiograficznej książce Włodzimierz Smolarek.
To właśnie Smolar zdobył pierwszą bramkę dla polskiej reprezentacji w hiszpańskim mundialu, a potem jego koledzy z drużyny dorzucili jeszcze cztery i biało-czerwoni rozgromili Peru 5:1. W tym meczu dobrze zagrał też Boniek, który strzelił gola i zaliczył asysty przy dwóch kolejnych.
Dzięki temu Polacy wygrali swoją grupę i w drugiej fazie turnieju (4 grupy po 3 drużyny) zagrali w Barcelonie z Belgią i Związkiem Radzieckim. Mecz z tym pierwszym rywalem ułożył się znakomicie dla Polski i przeszedł do historii naszego futbolu jako najlepszy występ Bońka w reprezentacji. Widzewiak, który po tym mundialu przeszedł do Juventusu, zdobył wszystkie trzy bramki dla biało-czerwonych. Wygrana 3:0 Polaków zaskoczyła cały piłkarski świat, ale jeszcze większy szok wywołała fenomenalna gra "Zibiego".
"Po meczu zrobiono ze mnie bohatera. Belgijski bramkarz mówił w telewizji, że dostawał gęsiej skórki, gdy dochodziłem do piłki. Cieszę się z tych pochwał, ale przecież wszyscy grali dobrze - ambitnie. Czy ktoś zmierzył, ile kilometrów przebiegł Grzesiek Lato?!" - pisał Boniek w swoim dzienniku.
Po tym popisowym występie Bońka Polacy znaleźli się w bardzo dobrej sytuacji. Dosłownie o krok od awansu do półfinału mistrzostw świata. Wystarczyło tylko nie przegrać ze Związkiem Radzieckim. I tak się stało. W tym pełnym poza boiskowych i politycznych kontekstów spotkaniu (stan wojenny w kraju, groźba "bratniej pomocy" ze strony wojsk ZSRR) drużyna trenera Piechniczka uzyskała bezbramkowy remis. Był to czwarty mecz Młynarczyka bez straty gola na turnieju, ale w tym spotkaniu dużą rolę odegrał też Smolarek, nieustannie nękający radzieckich obrońców, a w końcowych minutach sprytnie przetrzymujący piłkę przy narożniku boiska.
Po ostatnim gwizdku Smolar wraz z kolegami zasłużenie świętował awans do czołowej czwórki Mundialu w Hiszpanii, ale jednej osobie tak do końca radośnie nie było. Boniek w tym meczu ujrzał swoją drugą żółtą kartkę e turnieju, co oznaczało, że nie zagra w półfinale z Włochami. A ci właśnie jego obawiali się najbardziej. I mieli rację, bo bez swojego lidera Polacy rozegrali słabe spotkanie ze Squadra Azzurra i przegrali 0:2.
Na pocieszenie biało-czerwonych czekał mecz o trzecie miejsce, w którym mieli zmierzyć się z Francją. Dziennikarze i kibice oczekiwali pojedynku liderów obu drużyn - Bońka i Platiniego - którzy wkrótce mieli razem grać w Juventusie. Jednak Francuzi po półfinałowej porażce z Niemcami postanowili w meczu z Polską dać szansę kilku rezerwowym i Platini na boisku stadionu w Alicante się nie pojawił.
Polacy tego meczu nie odpuścili i wygrali 3:2 z Trójkolorowymi, a działo się to dokładnie 40 lat temu – 10 lipca 1982 roku. Przy jednym z goli (Andrzeja Szarmacha) trzecią asystę w turnieju zaliczył Boniek. W tym spotkaniu z kolei z powodu kartek nie mógł zagrać Smolarek, ale po meczu razem z kolegami odebrał medale i celebrował wywalczenie miana trzeciej drużyny na świecie.
Zdjęcie nr 3: To Władysław Żmuda, jako kapitan reprezentacji Polski, odebrał z rąk prezydenta FIFA tacę z medalami dla Polaków za zajęcie trzeciego miejsca w Mistrzostwach Świata 1982.
O tym, jak kluczowe role odgrywali w tym zespole Widzewiacy, niech świadczy komentarz, jaki tuż po turnieju ukazał się w znanym brazylijskim dzienniku "O Globo": - Gdybyśmy mieli taką obronę ze Żmudą i Janasem i takiego bramkarza jak Młynarczyk, bylibyśmy mistrzami świata - pisali dziennikarze w Brazylii, która niespodziewanie odpadła w drugiej fazie hiszpańskiego mundialu. Turnieju, którego jednymi z największych gwiazd byli właśnie piłkarze Widzewa. Młynarczyk i Żmuda wystąpili we wszystkich 7 meczach polskiej kadry na tym turnieju, a Boniek i Smolarek opuścili tylko po 1 spotkaniu. Wyłącznie z powodu kartek.
?? #TegoDnia 40 lat temu reprezentacja Polski sięgnęła po brązowy medal Mistrzostw Świata ?? pic.twitter.com/Db34wmnTAw
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) July 10, 2022
Dodajmy, że jeszcze przed początkiem turnieju w Hiszpanii było wiadomo o odejściu Zbigniewa Bońka do Juventusu Turyn oraz Władysława Żmudy do Hellas Werona. To było kolejne potwierdzenie tego, że piłkarze Widzewa należeli wtedy do najlepszych w kraju.
Zresztą tuż po finałach Mistrzostw Świata 1982 do łódzkiego klubu trafił inny kadrowicz z Hiszpanii – obrońca Roman Wójcicki, a dwa lata później kolejny uczestnik Mundialu Espana’82 – Marek Dziuba. To były czasy, gdy najlepsi polscy piłkarze po prostu chcieli grać w Widzewie. Co najlepiej potwierdził udział i sukcesy zawodników RTS-u na hiszpańskich boiskach.